Tom VIII – Piekielna Horda
Wiosną, 12 maja 1218 roku III Ery świat obiegła wieść o porwaniu Cesarza Thorana, przez członków Piekielnej Hordy, demonicznej sekty pragnącej zburzyć istniejący układ sił w Cesarstwie. Kraina Fallathanu zawrzała, kompletnie nieprzygotowana i wzburzona zamachem stanu.
Rada Książęca robiła co mogła aby wykryć sprawców i zorganizować ratunek. O ile pierwsza sprawa została wyjaśniona przez wywiad w ciągu kilku tygodni a nić okazała się prowadzić prosto do Straży Cesarskiej, o tyle wieści o Cesarzu nie było żadnych. Nie pojawiły się żądania, groźby ani próby szantażu. Cesarstwo spłynęło krwią. Szafoty, publiczne egzekucje, stosy. Wszyscy, którzy mieli jakikolwiek związek z porwaniem zapłacili najsurowszą karę. Jednak brak władcy widoczny był coraz wyraźniej. W kraju zapanował chaos i zamieszanie, jak się później okazało skutecznie odwracający uwagę od tego co miało nadejść.
Powiadano, że był to spontaniczny i nieprzemyślany zryw plugawych i bezmyślnych istot. Że żądza krwi i najpodlejszego zła przelała czarę uzewnętrzniając się w postaci nagłej i brutalnej napaści. Dopiero później, zaczęto się zastanawiać, jakim cudem niezliczone ilości potwornych wojowników w jednym czasie wyszło na powierzchnie z ukrytych w ciemnościach głębin jaskiń Khazad-Naru. W jaki sposób niemal jednocześnie do brzegów kontynentu zacumowała potężna flota okrutnych barbarzyńców z południa, odcinając drogę ucieczki. Wreszcie jak to się stało, że dotychczas spokojni, chociaż małomówni i tajemniczy osadnicy z zachodu, podnieśli broń i zaczęli grabić zachodnie marchie.
Odpowiedź była ze wszech miar oczywista. Cesarstwo padło ofiarą zorganizowanej i dokładnie przygotowanej napaści. Piekielna Horda w ciągu jednej nocy z 15 na 16 czerwca zalała niemal całą krainę. Cesarstwo nie obroniło się, bo obronić się nie mogło. Szaleńczo opętana Piekielna Horda, przetoczyła się przez kraj pozostawiając za sobą proch i popiół. Kasztel Bractwa Czarnej Róży padł po jedenastu dniach bohaterskiej obrony, Stolica została zdobyta w ciągu trzech tygodni , gdyż do obrony pozostały nieliczne garnizony, w większości złożone z byłej Straży Cesarskiej chcącej odzyskać swój honor, którego pozbawili ukryci w ich szeregach zdrajcy. Udało im się. Stolica, która w zasadzie powinna być wzięta z marszu, broniła się z największą zaciekłością z niewyobrażalnie liczniejszą Hordą. Reszta wojska eskortując ludność cywilną podążała w tym czasie na północ do Arcanii, mobilizując przy tym całe swoje siły i zaciągając w swe szeregi, każdego, kto był w stanie walczyć.
Do Osady Loren zaczęły przybywać masy uchodźców i niedobitków z pokonanych oddziałów. Północny-Wschód Cesarstwa był jeszcze jednym z niewielu bastionów, w którym można było się ukryć i przegrupować przed nadciągającymi siłami Hordy. I tym razem Strażnicy, zwykle nie biorący udziału w tym, co się dzieje poza granicami ich Lasu, uznali podczas słynnego zebrania Rady Wiatru, że staną ramie w ramie z oddziałami Cesarstwa.
Piekielna Horda była jednak przygotowana również na taką ewentualność. Podczas obrad Rady Wiatru, Villquar został ugodzony sztyletem przez nieznanego zamachowca, który chwile później wbił sobie nóż w serce aż po rękojeść, zabierając ze sobą motywy i tajemnice mocodawców.
Rana Villquara nie wyglądała groźnie, zamachowiec atakując od tyłu mierzył prosto w kark, Arcymag jednak zdążył się uchylić i sztylet drasnął go w ramię nie naruszając nawet kości. Tym dziwniejsze było, że wzrok Patriarchy nagle zmętniał a jego ciało przeszyły konwulsje.
Gdy opatrzono go i przeniesiono w bezpieczne miejsce pod stałą i czujna opieką medyków, sztylet został poddany dokładnym oględzinom i badaniom przez leśnych alchemików i druidów. Potwierdziły się najgorsze obawy. Sztylet nie tylko został zatruty wyjątkowo silną trucizną, okazał się na dodatek przeklęty. Villquar umierał…