Darcy [69] – VIII era

Kobieta, co czarta ma za skórą

Carski alchemik, jeden z tych niemożliwie uzdolnionych. Geniusz, który w swojej ekscentryczności zaszył się w wiosce pod Azeloth, miast święcić tryumfy jako dziekan Uniwersytetu Cesarskiego. Wielki uczony, który pochodził z rodziny o korzeniach sięgających wiele stuleci w tył. I co mu przyszło z tego, że był tak genialny? Nic. Zupełnie nic. Nie przetrwał spotkania z istotą o wiele bardziej doświadczoną i skuteczną. Sprowadził tym samym na swoją osobę kres. Niestety, nie tylko on został w ten sposób obdarzony zainteresowaniem tejże istoty. Los taki spotkał również jego młodszą siostrę, która przez ostatnie lata była przygotowywana jako następczyni jego schedy. Niestety, nie tej ludzkiej. Są w tym sferrum rzeczy, które się alchemikom nie śniły.

Pierwsze spotkanie miało miejsce już kilkanaście lat temu, gdy przed ledwie pannicą, stanął jej zaginiony brat. Głupie szczenię dało się omotać słodkim słówkom obietnicy, że będą znowu razem, jeśli tylko będzie pilnie zgłębiać podsyłane księgi. Jeśli będzie wykonywać wszystko, co dostanie w listach opatrzonych jego pieczęcią. Że będzie uważać na to, co robi, z kim rozmawia, czego się uczy. Istnieje coś na świecie silniejszego niźli miłość braterska? Nie w tym wypadku. Ślepa i naiwna dzierlatka odmieniła swoje życie. Zamiast ganiać za zalotnikami i starać się jakiegoś usidlić, poddawała się praktykom hodowlanym. Gdy zaś tylko w jej sercu miłość ochładzała się, choćby minimalnie, jej brat pojawiał się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki i podsycał jej uczucia. Chwalił za wysiłki, doceniał jak bardzo się starała, komplementował jej rozwój i urodę. Przekonywał do tego, żeby starała się bardziej, by porzucała myśl o uwolnieniu się z jego nici pajęczej. Kiedy miała wkroczyć w dorosłość, jej starszy brat miał się u niej pojawić i ją zabrać.

Wypatrywałam Cię za dni, wyczekiwałam w nocy. Nie traciłam wiary w to, że stawisz się u mych drzwi i z typową dla siebie powagą powiesz, że już czas. Jak w twoich czarnych oczach rozbłyśnie ten niepokorny błysk podniecenia zmalowaniem nowej kabały. Brakowało mi Twojej ekscytacji, brakuje jej do dziś. – D. do E.

Wyścig z czasem trwał. Dziecię stało się młodą kobietą, a potem już cenionym w okolicy następcą swojego brata. Nikt nie wiedział, że wszystkie te starania podyktowane były chęcią zniknięcia razem z nim. Na świecie nie mieli już nikogo poza sobą. Wszelkie próby wyruszenia w podróż na poszukiwania brata ucinane były w zarodku. A co, jeśli przypadkiem minie się z nim?! Niestety, każde kolejnej pojawienie się jej kochanego braciszka kończyło się długimi i płaczliwymi pożegnaniami. Coraz dłuższymi, coraz bardziej rozpaczliwymi. Nie chciała zostawać sama. Chciała wyruszyć razem z nim. Wreszcie nastąpiła zgoda. Zabrał ją ze sobą, pokazując nowy świat. Wszystko wokół było dla niej nieważne, skoro wreszcie mogła być u boku swojego brata. Szczęście trwało w najlepsze. Nic nie mogło go zburzyć. Aż do czasu, kiedy Eugene wyruszył do Wutanu razem z Kat de Ruiz.

To, co wróciło, nijak nie sposób było nazwać jej bratem i jego znajomą szlachcianką. Rogate potwory o błoniastych skrzydłach, wijących się ogonach, o oczach pozbawionych źrenic. Gdyby tego było mało, Eugune był czymś w rodzaju kobiety. Na usta aż cisnęło się słowo samicą tego potwornego gatunku. Rasa, która była dumnym spadkobiercą swoich protoplastów. Nie było łatwo pojąć, czemu jej brat stał się ofiarą. Właściwie, nadal tego nie rozumie. I chociaż jej serce zostało rozdarte na maluteńkie kawałeczki, a dusza wewnątrz kwiliła jak porzucony szkrab, zdany tylko na siebie, ciosów nie było dość. Dowiedziała się, dlaczego była kształcona. Dowiedziała się, że w niczym tak naprawdę nie różniła się od kozła, którego ktoś planuje oskórować i po wygarbowaniu, zrobić sobie zeń parę bucików i rękawiczek. Niewątpliwie, przykre zjawisko. Całe jej pozyskiwanie wiedzy, treningi, wykonywane rytuały, tak naprawdę były formowaniem naczynia dla siostry potwora wewnątrz jej brata. Kolejnej siostry, jak się okazało. Ta miała ich takie mnóstwo, że młoda alchemiczka dosłownie zaczęła żywić lęk o resztę rodziny.

Pages: 1 2 3 4 5 6