Eszanie – rasa premium VI/VII era

RAPORT BADAWCZY TENAU.

Nie jesteśmy do końca pewni skąd pojawił się pierwszy przedstawiciel i stwórca kolejnych istot na swoje podobieństwo. Jednak póki co jest ich bardzo mało, pojawiają się stosunkowo rzadko, jakby moc stwórcza nie mogła być używana bez przerwy, a potrzebowała czasu by całkowicie się zregenerować i znów powołać do życia kolejnego przedstawiciela tej rasy.

Do tej pory słyszeliśmy o trzech osobnikach, naznaczonych różnymi żywiołami, jakby nie chcieli tworzyć kilku podobnych sobie. Jednym z nich jest kobieta, o płonącej skórze i włosach, jakby nigdy nie rozstawała się z ogniem. I w rzeczy samej jest istotą ściśle z nim związaną, jakby ogień towarzyszył jej w każdej chwili. Nigdy nie rozstaje się ze swoim mieczem.

Drugą istotą jest mężczyzna drobnej, chłopięcej wręcz budowy, o bladej skórze, i jasnych, prawie białych włosach. Często zdaje się nieobecny duchem. Zajmuje się sztuką, głównie malarstwem, które zdaje się najważniejszą rzeczą w jego życiu. W dodatku potrafi unosić się nieco nad ziemią, przenosząc się na niewielkie odległości.

Ich natura wydaje się przesiąknięta złem, tam gdzie się pojawiały siały zniszczenie i chaos. Zwykle przemieszczają się samodzielnie, nie przejawiają tendencji do życia w grupie. Nie są również specjalnie związani ze swoim stwórcą, gdy tylko zostaną obdarowani mocą ruszają własną drogą. Nigdy nie wracają do swoich domów czy miast, jakby zupełnie o nich zapominając.

Każdy z nich może przyjąć formę czystego żywiołu, którym są naznaczeni. O ile ognisty jest wyraźnie widoczny ze względu na światło jakie wydziela, o tyle powietrzny staje się prawie niewidoczny. Nie może jednak wówczas trzymać niczego w swych dłoniach, jego rzeczy opadają swobodnie na ziemię.

Gdy nie przyjmują formy żywiołu ciężko ich odróżnić od zwykłych ludzi. Wyróżniają ich jedynie dziwne oczy w kolorze zależnym od przyjętego żywiołu, pozbawione białek i źrenic, i kamienie wbite w ich ciała, które zwykle ukrywają pod materiałami ubrań. Nie są istotami które na siłę unikają ludzi, nie dążą jednak również do zbytniego rzucania się w oczy. Są rasą starającą się pozostać całkowicie niezależnymi od innych istot, uważając się często za lepsze i ważniejsze od pozostałych. Bywa również i tak, że od czasu tchnięcia żywiołu nie spotykają więcej swojego opiekuna. Jednak on zwykle z pośród przedstawicieli tej rasy wybiera jednego który wraz z nim podróżuje.

Niedawno znów odkryliśmy kolejnego przedstawiciela żywiołaków, tym razem wodnego żywiołu, niebieskowłosą kobietę. Spowija ją wieczny chłód, jakby była przeciwieństwem ognistych istot. Jest dużo spokojniejsza, każde jej działanie jest bardziej przemyślane, acz nie koniecznie racjonalne. Sądzimy że powstała, by zachować równowagę między oboma żywiołami. Ich pierwsze spotkanie nie przebiegło całkiem spokojnie. Mimo, że początkowo nie mogli się ze sobą dogadać w końcu udało im się dość do porozumienia. Potrafią współpracować głównie z ognistymi, zazwyczaj ochraniają ich, podczas gdy tamci atakują. Potrafią również walczyć, lecz idzie im to dużo gorzej niż ognistym, lepiej sprawują się w obronie.

Ostatnim ze stworzonych został żywiołak ziemi, ciemnowłosy mężczyzna. Również władający bronią, choć z mniejszą gwałtownością niż ogniowy, skupiający się w takim samym stopniu na ataku co obronie.

Eszan, jak owa rasa żywiołaków jest przez nich sama nazywana, potrafią ze sobą współżyć, choć nie pałają do siebie specjalną sympatią ze względu na wspólne pochodzenie. Zdarza się, że żyją wspólnie w jednym miejscu, acz zależy to tylko i wyłącznie od konkretnych osobników i ich podejścia do życia. Mimo znacznych różnic charakteru między poszczególnymi żywiołami, zwykle woda uzupełnia się z ogniem, a ziemia z powietrzem.

Rasa żywiołaków nigdy nie powstaje samoistnie, zawsze jest to proces całkowicie kontrolowany przez opiekuna rasy, który sam wybiera odpowiednie osoby.

JEDEN Z PIERWSZYCH STWORZONYCH ESZAN.

Dzień powoli chylił się ku końcowi, gdy słońce nikło za horyzontem, pozostawiając na niebie jedynie pomarańczową łunę. Wieczór był raczej chłodny, a ciszę lasu co chwila przecinały podmuchy, szeleszczącego między liśćmi drzew, wiatru.

Straszy mężczyzna, odziany w długi ciemnoczerwony płaszcz, przewiązany w pasie szarym grubym sznurem, zatrzymał się na skraju zbocza, spoglądając przed siebie na rozciągający się w dole widok. Nie był zbyt piękny ani wyjątkowy. Ot strzechy kilku domów stojących blisko siebie, zaraz obok pasów pól uprawnych i zagród dla zwierząt, a w oddali zarys wysokich gór.

Mężczyzna obrócił się powoli w stronę lasów, jednak zieleń jego spojrzenia spoczęła na czarnowłosym chłopcu, siedzącego po turecku kilka metrów przed nim na ziemi. Oczy miał utkwione gdzieś w przestrzeni, jakby w ogóle nie postrzegał tego, co wokół niego się działo. I oto przyszły Eszan zupełnie pozbawiony świadomości tego, co się z nim działo, jak pusta kukła czekał bez ruchu na swoje przeznaczenie. Jego prawe ramię zostało całkiem odsłonięte, by mężczyzna efekt swoich działań mógł ujrzeć.

Niebieskowłosy Eszan mruknął coś ledwo słyszalnie, jednak chłopak jakby dokładnie słysząc owe słowa podniósł się powoli z ziemi, czyniąc kilka kroków w stronę mężczyzny, jakby całkiem poddany jego woli. Nie chcąc dłużej tracić swojego czasu, Eszan podwinął nieco rękawy swojego płaszcza, a dłonie ułożył na nagim ramieniu, tuż na wysokości miejsca, gdzie kryształ powinien się pojawić.

-Machante iliman elmistösuä. – Pierwsze zdanie wypłynęło z jego ust, w starożytnym języku żywiołów, a wiatr, jakby w odpowiedzi na owe słowa, wezbrał na swojej sile, zmuszając do tańca włosy obu postaci jak i poły płaszcza mężczyzny. – Kheosin urmasivhat ilmaatani. – Kolejne słowa sprawiły, że ciało chłopca swój kolor powoli zaczęło tracić, jakby stając się całkiem bezbarwne, choć nadal utrzymywało swój ludzki kształt. Przez dłuższą chwilę jedynie wiatr dało się słyszeć, gdy żywioł powoli wpełzał w ciało czarnowłosego, wypełniając każdy jego fragment. Eszan czuł powoli, jak siły opuszczają jego już nie tak młode ciało, jednak nie mógł przerwać w takiej chwili. Powieki mocniej zacisnął, wyczuwając pod palcami na wpół przeźroczystą skórę. – Atnae haidäen strycöla ettemelien! – W jednym momencie chłopiec całkowicie z powietrzem się zjednoczył, stając się jego częścią na wieki. Oczy szeroko otworzył, biorąc głęboki oddech, jakby przez dłuższy czas go duszono. Jego twarz zaskoczenie i strach wyrażała, gdy obrót wykonał, odrywając się na chwilę od ziemi. Dłonie mężczyzny w tym czasie powoli zsunęły się z ramienia czarnowłosego, a sam na ziemię upadł, łapiąc łapczywie oddech, by szalejące tętno przywrócić do normy. Pod palcami jednak wyczuć zdołał twardą strukturę. Wiatr wokół uspokoił się nieco, znów jedynie lekkie podmuchy liśćmi szeleściły.

-To takie dziwne… – Słowa nowego Eszan rozbrzmiały w jego uszach, gdy i całkowicie odmieniony chłopak, pozbawiony pamięci swojego poprzedniego życia, znów swoją ludzką postać przyjął, a jego ciało oplotła szara tkanina, stworzona z żywiołu. Spojrzenie jasnoszarych oczu skierował w stronę mężczyzny, zaplatając ręce na piersiach. -Tutaj jest naprawdę pięknie. Ale gdzie ja jestem?

***

-Łapać to dziwadło!- zawołała jedna ze szlachcianek. Dziecko, z którym wybrała się na spacer, okropnie płakało. Nie dawało się niczym go uspokoić. Wszystko było spowodowane tym dziwactwem, które przed chwilą je minęło. Kobieta nie miała nawet zielonego pojęcia kim lub czym to właściwie było. Nigdy nie widziała nic podobnego. Dziecko przeraziło się do tego stopnia, że jak zaczęło wrzeszczeć to postawiło całkowicie cały rynek na nogach. Jako, że była to szlachcianka wpływowa, nie trzeba było czekać długo na jakikolwiek odwet.

-Co? Jak?- grupa sześciu strażników miejskich okrążyła kobietę, która chciała uspokoić swoje dziecko. To nie był pierwszy taki przypadek. Ludzie opowiadali o jakimś dziwactwie, drobno zbudowanym, ale okropnym z wyglądu. Często powtarzali, że owe dziwactwo miało jasną skórę, białe włosy, szare oczy, które nie miały nawet źrenic ani białek! Nic takiego nie robił oprócz tego, że straszył swoim wyglądem. Czasem nawet zaczęły krążyć opowieści co do płci.

-Jak to się stało? Jak wyglądał?- powtórzył po raz kolejny mężczyzna próbując przekrzyczeć płaczące dziecko. Szlachcianka zaczęła żałować, że nie wzięła ze sobą na spacer służki. Może ona poradziłaby sobie z uspokojeniem jej małego synka.

-Okropny! Takie coś nie powinno chodzić po ziemi! Mój synek nadal nie może otrząsnąć się z szoku. Zabić go!- krzyczała kobieta. Sama była w lekkim szoku. Widziała już wiele dziwactw chodzących po tym świecie, ale nie takich. Tacy powinni od razu być straceni lub spaleni na stosie.

-Kolejny przypadek. W którą stronę się udał?- kobieta wskazała na uliczkę znajdującą się po lewo. Dziecko nadal krzyczało nie mogąc się uspokoić. Jeden ze strażników dygnął przed szlachcianką i tyle ich widziano na rynku.

-Za widły! Łapać za widły!- krzyczał jeden z wieśniaków wpatrując się w dziwną osobę. Jeszcze nigdy takiej nie widział. Był to bez wątpienia mężczyzna, ale kim lub czym był? Zapewne nie człowiekiem. Co było w nim takiego dziwnego oraz innego? Czy to był w ogóle mężczyzna? Był drobnej budowy. Wyglądał jakby nie mógł podnieść nawet jednego miecza, chociaż mogło to być tylko złudzenie. Każdy jego ruch był wykonany płynnie ze zdumiewającą starannością, tak jakby uważał, żeby mu się coś nie stało. Bynajmniej musiał być delikatny, skoro tak uważał na wszystkie wystające kamienie oraz jak chodzi. A jaką miał cerę! Tak jakby nigdy nie widział słońca. Wieśniak jak to wieśniak, zaraz jego bardzo jasną skórę skojarzył z tym, że pewnie trzymali go od urodzenia w zamknięciu, bo był takim dziwactwem. Mężczyzna miał długie, białe włosy. Trzeba było przyznać, że bardzo zadbane i pewnie niejedna panna chciałaby mieć takie. Za to jego oczy… Jego oczy były chyba najbardziej okropne z tego wszystkiego. Nie miały białek ani źrenic – całe były szare. Na sobie miał jakieś powłóczyste szaty. Na ramieniu miał dziwny kamień.

-Przyjacielu. W czym ci zawiniłem?- zapytał Eszan spokojnie. Nie rozumiał szumu dookoła swojej osoby. Wiedział, że może szokować swoim wyglądem, ale czy aż tak? Podróżował po świecie, aby zdobyć wiedzę oraz umiejętności. Nic więcej nie potrzebował. Nie kradł, nie pił, nie zabijał. Ludzie jednak reagowali na niego dziwnie, tak jakby był seryjnym mordercą. Nie miał zielonego pojęcia co nimi kierowało. Po raz kolejny był zmuszony opuścić miejsce. Czy miał zacząć nosić czarne, długie szaty? Sam już nie wiedział. Nie udało mu się nigdy przemówić chociaż do jednego rozumu ludzkiego. A gdyby tak był czyimś bratem, ojcem, wujkiem? Czy on sam nie miał swojej godności?

-Łapać za widły! Widziałem, co on robił! Łapać za widły! Zabić go!- wrzeszczał jak opętany. Co raz więcej wieśniaków zaczynało porzucać swoją pracę w polu, aby ruszyć na to dziwadło. Nie obchodziło ich kim on właściwie jest. Wiedzieli tylko jedno – chcieli się za wszelką cenę pozbyć tego dziwacznego mężczyzny. Nie obchodziło ich co miał do powiedzenia. Jego wygląd oraz słowa nie miały tutaj żadnego znaczenia. Po prostu się nie liczyły. To co, że nic nie zrobił oprócz tego, że wystraszył wszystkie dzieci w wiosce oraz parę kotów. Wieśniacy jednak mieli swój własny kodeks.

-Czy wiecie co czynicie?- on był sam, a wieśniaków z widłami było ponad dwudziestu pięciu. Jego magia nie była na tyle potężna, aby udało mu się zrobić wrażenie na wszystkich i uratować swoje własne życie. Powoli zaczął się cofać do tyłu nie spuszczając z nikogo wzroku. Nie lękał się śmierci, lecz bardziej obawiał się bólu zadanego przed. Tyle przecież spraw nie zakończył i chyba już nigdy nie będzie miał nawet szansy. Ogarnął go wielki żal, że właściwie za nic otrzymuje karę. To nie była jego wina, że tak wyglądał…

-Łapać!- nie było cienia szansy, aby mógł w ogóle gdzieś uciec. Kierował się cały czas w puste pole. Nie było to mądre posunięcie. Rzucił się biegiem przed siebie, ale i tak po co mu to było? Wyraźnie to była rozpaczliwa próba zatrzymania swojego własnego życia. Oni nic nie rozumieli. Czuł jak go łapią i powalają na ziemię. Mężczyzna zamknął swoje oczy, ponieważ nie chciał widzieć twarzy swoich oprawców.

-Spalić?- głos dochodził z lewej. Eszan dałby wszystko, żeby nie słyszeć ich słów. Chciał mieć już to za sobą. A może tak uciec się do czarów? Próbował wyciągnąć swoją rękę do góry, ale ktoś ją mocno trzymał. Syknął jedynie ze zdenerwowania. Nie mógł się nawet w tym zamieszaniu skupić.

-Ten kamień. To musi być coś…- głos należał zapewne do kobiety. Jeden z wieśniaków zaczął się przepychać, żeby dokonać tego ‘zabiegu’. Mężczyzna zacisnął swoje zęby. Miejscowy siłacz miał z tym problemy, ale po wielu próbach udało mu się wyciągnąć. Tak po prostu wyciągnął kamień…

…nie czuł już nic. Zastygł w jednej pozycji. Jego usta były otwarte i wydobywał się z nich „niemy krzyk”. Powieki miał mocno zaciśnięte. Nie reagował już na żadne bodźce. Nadal jednak żył.

-Ha ha ha!- rozległ się śmiech oprawcy, który wyciągnął kamień. Było to dla niego naprawdę zabawne, chociaż widok powinien być przytłaczający.

-To co z nim zrobimy?- ktoś parę razy zaklaskał nad głową mężczyzny. Nie zareagował. Nie mógł.

-Dobić go. Na co nam takie nieruchome dziwadło? A za takie cudo – Podrzucił w dłoni kamień – Pewnie niejeden mag zapłaci krocie, oni lubią takie magiczne świecidełka.- widły przebiły jego serce. Odszedł.

DZIENNIK PIERWSZEGO ESZANA ŻYWIOŁÓW.

FRAGMENTY.

Obudziłem się całkowicie obolały. Prawie nie czułem własnego ciała, jakbym był wyjątkowo zmęczony. Jednak nie mogłem sobie przypomnieć niczego z poprzedniego dnia. Spróbowałem poruszyć ręką – bez skutku. Nogi również nie reagowały na moje polecenia. Mimo piekącego bólu w piersi, wziąłem głębszy oddech, krzywiąc się przy tym strasznie. Nie mogłem skojarzyć, skąd się tu wziąłem, ani co się stało. Ciemne pomieszczenie rozświetlały jedynie dwie małe pochodnie w drugim końcu pokoju, jakby miały być jak najdalej ode mnie. Zamknąłem oczy, znów próbując się poruszyć, jednak udało mi się jedynie wyczuć szorstki sznur przytrzymujący moje ręce i nogi w dwóch miejscach.

Po chwili zgrzytnął zamek w drzwiach, i do pokoju weszło kilka osób. Nie wiem ile dokładnie ich było, ale sądząc po głosach około sześciu. Próbowałem się odezwać, dowiedzieć co się dzieje, jednak głos całkiem uwiązł mi w gardle, jedynie bezgłośnie poruszyłem wargami.

-No, obudził się wreszcie. – Ktoś stanął tuż obok mnie, przekręcając w bok moją głowę, jakby chcąc mnie dokładnie obejrzeć.

-Powietrze całkiem dobrze się przyjęło, nie widać żadnych większych zmian. Jedynie skóra nieco się rozjaśniła. Woda nadal bez zmian, od dwóch dni wyjątkowo stabilna.

-Ziemia też w porządku. Nieco zaczerwienione, ale nic groźnego. – Kolejna osoba zaczęła badać moją nogę. – Kamień się przyjął, żadnych efektów ubocznych.

Nie miałem pojęcia o czym oni, kimkolwiek by nie byli, mówią. Jaka ziemia? Im bardziej próbowałem wytężyć umysł, tym bardziej ból rozprzestrzeniał się na całe moje, i tak już obolałe, ciało. Jednak nikt nie zwracał na to najmniejszej uwagi.

-Il, zgaś te pochodnie. – Mimo, że przestałem wyczuwać ogień, to pokój rozświetliło inne światło, nieco jaśniejsze. Tak, w końcu od czego istniały zaklęcia? Mimo, że ledwo żywy, nadal mogłem wyczuwać otaczającą mnie moc, choć nigdy nie byłem jakoś specjalnie wybitnym magiem.

-Kirian, przygotuj go. – Ta sama osoba wydała kolejny rozkaz. Ktoś zbliżył się do mnie, układając chłodne dłonie na mojej klatce piersiowej. Stopniowo zacząłem odczuwać ulgę, mięśnie powoli zaczęły się rozluźniać. Nie miałem wątpliwości, że zajmował się mną jeden z kapłanów, z leczących. Tylko po co to robili?

Kilka minut panowała nieprzenikniona cisza, a ja coraz bardziej zapadałem w sen, którego teraz tak mocno potrzebowałem by odpocząć, nabrać sił i przypomnieć sobie, co tak właściwie się stało?

-Gotowe. – Oderwane dłonie sprawiły, że znów, ku mojemu niezadowoleniu, wróciłem do poprzedniego stanu, choć ból nieco zelżał.

-Przywiążcie go mocniej, nie chcę by zaczął się nagle szarpać. Tylko go bardziej poharatamy, a chyba zależy nam na tym, by pozostał cały, prawda?

Liny zacisnęły się na moich rękach, aż syknąłem z bólu. Choć może tylko mi się wydawało? Kolejne oplotły moją szyję tak, że przez kilka pierwszych chwil miałem wrażenie, że zaraz się uduszę. Jednak do wszystkiego można się przyzwyczaić. Z trudem przychodziło mi oddychanie.

-I pamiętajcie, leczcie go tylko na tyle, by nie stracił przytomności w trakcie… zabiegu. Ból doda mu potem motywacji.

Znów zapanowała cisza. Przez chwilę nic się specjalnego nie działo, jedynie ktoś krążył cały czas po pokoju, a trzy pary rąk ułożyły się na moich ramionach i tuż pod szyją.

-Zaczynamy. – Ostrze zaczęło rozcinać moją skórę na wysokości serca. Zacisnąłem z całych sił palce, nie czując nawet, że paznokcie wbijają się w moją skórę, nie było to ważne. Cięcie nie trwało tak długo, jednak wystarczająco by moje obolałe ciało odbierało wszystko dużo bardziej niż normalnie. Przez chwilę ogarnęła mnie ulga, miałem nadzieje, że wszystko się skończyło. Nadzieja matką głupich…

Przy rozcięciu poczułem czyjeś dłonie, a później ból, gdy w moje ciało zagłębiał się coraz bardziej i bardziej jasnoczerwony kryształ, wbijany bez jakiegokolwiek zastanowienia. Niewyobrażalny ból rozlał się na całe moje ciało, parząc je niczym żywy ogień, coraz dalej i mocniej. Nie wiem, ile trwałem w tym stanie, ile czasu wystawiali mnie na ten ból. Nie poczułem nawet, gdy ręce kapłanów oderwały się ode mnie, a ja całkowicie straciłem kontakt z rzeczywistością.

W końcu się obudziłem. Nie pamiętam za wiele, jednak z urywków jakiejś rozmowy zdołałem wywnioskować, że nie stałem się takim, jakiego mnie chcieli, że byłem zbyt słaby, a żywioły tkwiące w kamieniach, choć złączone ze mną, nie reagowały odpowiednio.

Pamiętam jeszcze, że zostałem uznany za nieudaną próbę

I wysłany gdzieś, jako bezużyteczny śmieć.

***

Początek mojego życia na tym świecie był wyjątkowo dziwny. Nie byłem przygotowany na tak dużą zmianę, w porównaniu z moim poprzednim domem.

Żywioły zdawały się tutaj o wiele silniejsze, miały dużo większy wpływ na wszystkie mieszkające w nim istoty. Ten wpływ odczuć mogłem całkowicie, gdy żywioły, do tej pory tkwiące jedynie w moim ciele, przy całkowitym skupieniu wylewały się z niego, przemieniając się w czysty żywioł. Trochę czas zajęło nim całkiem udało mi się opanować ową zdolność, kontrolując nagłe przemiany pod wpływem silnych emocji. Choć początkowo nie było tak łatwo, w końcu uzyskałem całkowitą kontrolę nad każdą z czterech sił natury.

Na pierwsze żywe istoty udało mi się trafić w jakiejś wiosce. Cóż, wtedy moja moc nie była pod odpowiednią kontrolą, więc i nie mogłem się zdziwić, gdy podczas krótkiej rozmowy, zaskoczony nieco tak ciepłym przyjęciem z ich strony, moje ciało zaczęło przybierać brązowy odcień, a skóra gwałtownie twardnieć. Zamknąłem oczy, starając się cofnąć cały proces. Gdy znów udało mi się na nich spojrzeć, nie widziałem strachu na ich twarzach, który spodziewałem się zobaczyć. Przynieśli mi jedzenie, przygotowali nocleg, jakby robiąc wszystko, by mnie zadowolić i odpowiednio przyjąć. Jakbym był kimś wyjątkowym i ważnym, choć wcale za takiego się nie uważałem.

Dopiero po pewnym czasie zrozumiałem o co chodziło. Ci ludzie, cała wioska, czciła żywioły, modliła się do nich, prosząc o przychylność, więc mnie uznali za znak zesłany przez siły natury, traktowali jak samego boga. Cóż, nie miałem najmniejszej ochoty, by wyprowadzić ich z tego błędu. Żyłem tak przez kilkanaście lat, co jakiś czas ujawniając część swojej mocy, po trochu każdego żywiołu. Nie mogłem trafić lepiej, mogłem dostać wszystko, czego tylko chciałem.

I właśnie w tamtym czasie, by pokazać ludziom swoją moc, postanowiłem przekazać komuś część swojej mocy, część jednego z żywiołów. Wybrana przeze mnie kobieta nie próbowała się nawet sprzeciwić, traktując to jak dar. Mimo, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie praktykowałem, kierowałem się intuicją. Na kilka dni opuściliśmy wioskę, by wszystko przygotować, i to był jeden z większych moich błędów.

Od dawna docierały do wioski wiadomości o ‘prawdziwych’ bogach, ludzie umierali, a rodzili się nowi, przestając praktykować dawne wierzenia, porzucając wiarę w swoistą nieśmiertelność żywiołów. Nic nie zmieniło się ot tak, z dnia na dzień, dobrze czułem, że jestem coraz mniej mile widzialny, jednak pozwalali mi zostać ze względu na pamięć zmarłej rodziny i przyjaciół.

Licząc, że mój powrót z przemienioną kobietą będzie wielkim wydarzeniem, przeliczyłem się, i to bardzo. W czasie mojej nieobecności, jakiegoś tygodnia może nieco więcej, wioskę odwiedzili magowie. Dla ludzi, którzy wcześniej z czarami nie mieli nic wspólnego, widząc moc żywiołów w rękach zwykłych śmiertelników,

uznali, że ich oszukałem, wykorzystałem. A nic tak nie boli jak zraniona duma i zawód na kimś, kogo miało się ponad wszystkim. Nasze pojawienie się wzbudziło ogólną złość, wręcz nienawiść. Dobrze wiedzieliśmy, że nie ma tu dla nas miejsca.

Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Skoro i tak nas nie chcieli, skoro i tak przestaliśmy mieć dla nich znaczenie, cóż stało na przeszkodzie, by wreszcie poznali potęgę prawdziwego żywiołu! Chwila skupienia wystarczyła, by moje ciało stało się czystym żywym ogniem, by rozprzestrzenić go na pobliskie domy i las, niszcząc wszystko dookoła, nie szczędząc nawet tych szarych ludzkich istnień, które w chwili gdy przestały być użyteczne, przestały również mieć jakiekolwiek znaczenie. Bo i z jakiej racji miałbym ich pozostawić?

Po chwili dopiero poczułem, że siły powoli mnie opuszczają, ogień zaczyna znów chować się pod skórą. Gdyby nie kobieta, naznaczona żywiołem wody która pomogła mi się utrzymać na nogach, a potem odejść, pozostałby wśród zgliszczy.

***

Kolejny z tchniętych żywiołem nie zdołał kontrolować żywiołu, który ogarnął całe jego ciało. Ból, jaki wywołało pojawienie się ognia w ciele tego mężczyzny, spowodował, że całkiem odebrał mu zmysły, nie mogąc nad sobą zapanować. Nie zwracał na mnie uwagi, zajęty jedynie próbami pokonania trawiącego go bólu. Zniszczył całkowicie najbliższą okolicę, wypalając ją doszczętnie, po czym całkowicie opadając sił, wyzionął ducha. Był dość młody, choć może to i ja byłem zbyt nieostrożny…

Na jakiś czas postanowiłem porzucić próby z żywiołem ognia, nie chcąc mieć na sumieniu kolejnych ludzkich istnień. Jednak, gdy znów do nich powrócę, będę musiał zachować wyjątkową ostrożność.

***

Któregoś dnia dane mi było spotkać jedną z tych, których stworzyłem. Nie było to jednak zbyt szczęśliwe spotkanie.

Początkowo dochodził do mnie jedynie odległy szczęk oręża. Nigdy nie byłem specjalnym miłośnikiem wszelakich walk, więc chciałem zwyczajnie ominąć to całe zbiorowisko. Jednak słysząc po chwili krzyk jakiejś kobiety, jakby ktoś ciął ją żywcem, skierowałem się w tamtą stronę. Spokojnie, bez pośpiechu. Nie po to by ją ratować, a byłem jedynie ciekawy. Lecz cóż, widać moja obecność nie spodobała się dwóm z trzech wieśniaków, bo gdy tylko znalazłem się w pobliżu, zostawili dziewczynę jak stała, uciekając w popłochu w stronę lasu, podrzucając coś w dłoni, widocznie zadowoleni. Dwaj z nich mieli widocznie rozerwane koszule, na skórze widniały cięcia mieczem, jednak nie na tyle głębokie, by nie mogli uciekać, trzeci leżał martwy na ziemi. Widać dziewczyna, mimo że wyglądała na dość młodą, przynajmniej na początku dawała sobie radę. Lecz co mogła ona sama przeciwko trzem rosłym mężczyznom?

Początkowo nie dane mi było jej rozpoznać. Klęczała nieruchomo na ziemi, z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała, na jednym z pustkowi, i choć jej klatka piersiowa unosiła się w górę i opadała, nie poruszała się, jakby zastygła w jednej pozycji i nie mogła jej zmienić… Na materiale spodni, rozerwanym na wysokości uda, widać było ślady krwi. Obok niej leżał miecz, którego w pośpiechu napastnicy nie zdążyli zabrać.

Nie reagowała na dotyk, ani na żaden dźwięk, którym starałem się przywrócić ją do rzeczywistości. Była podobny do stanu sprzed tchnięciem żywiołu ziemi, jakby została go pozbawiona. I po chwili okazało się, że tak właśnie było. Miejsce, gdzie wcześniej wytworzył się kryształ było puste, jakby ktoś zwyczajnie go wyciął i pozostawił żywe, lecz nieruchome ciało na pastwę losu.

Nie mogłem jej tak zwyczajnie zostawić. Nie dlatego, że było mi jej żal, zwyczajnie była kimś kogo stworzyłem, kogo chciałem mieć wśród swoich ‘podopiecznych’.

Nie byłem w pełni sił, by od razu spróbować na nowo tchnąć w nią życie, więc jedyne co mogłem zrobić, to zabrać ją w bezpieczniejsze miejsce, gdyby jednak któryś z jej oprawców postanowił zawrócić. Nie było teraz czasu na walkę. Nie miałem pewności, jak długo może trwać w takim stanie, jaka będzie po przebudzeniu. Liczyłem jedynie, że nic się nie zmieni.

Dwa dni spędziłem w jaskini, obserwując dokładnie byłą Eszan. Nic nie wskazywało na pogorszenie jej stanu, ale i nie dawała oznak dochodzenia do siebie, czy jakiejkolwiek poprawy. Gdy w końcu udało mi się całkowicie odpocząć i odzyskać siły, postanowiłem spróbować na nowo tchnąć ją w żywioł. Ziemia była od zawsze najmniej problemowym z pośród wszystkich żywiołów, w końcu właśnie ona na każdym kroku manifestuje swoją siłę i potęgę. Dziewczyna, nadal leżąc na ziemi, całkiem bezbronna i pozbawiona emocji, miała być pierwszą, choć liczyłem że i ostatnią, która na nowo będzie musiała przejść przez to samo.

Ułożyłem odpowiednio ręce, skupiłem całą swoją uwagę. Słowa wypływały z moich ust, gdy lekkie drżenie ziemi dało się wyczuć. Pomału, wolniej niż przy pierwszym tchnięciu, zaczął formować się pod skórą kamień, przyjmując żółtawą barwę. Przez chwilę nie działo się nic niezwykłego, ciało dziewczyny przyjęło formę żywiołaka, powróciło do ludzkiego, jednak ona sama nie poruszyła się, nadal trwając w takim samym stanie. Dopiero po chwili dało się zauważyć pierwsze zmiany, wyprostowała palce, powoli otworzyła oczy, jakby nie mogąc ustalić, gdzie dokładnie się znajduje. Zdawała się powoli powracać do świadomości i czucia.

Chcąc nią nieco potrząsnąć, by wreszcie na mnie spojrzała, zdążyłem ledwie dotknąć jej ramienia, gdy nagle odsunęła się gwałtownie, uciekając pod samą ścianę, jakby czegoś się przestraszyła. Mimo że słaby i wyczerpany, spróbowałem choć przesunąć się w jej stronę. Krzyknęła gwałtownie, że mam jej nie dotykać, i nawet nie próbować się do niej zbliżać. Wyglądała jak w amoku, z rozszerzonymi źrenicami i rozchylonymi ustami.

Nie mogąc zrozumieć co się dzieje, spróbowałem znów się do niej zbliżyć, jednak jedynie zerwała się gwałtownie z miejsca, potykając o wystające kamienie i wypadła na zewnątrz, nie próbując się nawet zatrzymać na moje wołanie.

* * *

Często zdarzało się, że gdy byli zbyt rozkojarzeni lub ich uwaga została rozproszona, nie mogli skupić się całkowicie na uwolnieniu tkwiącego w nich żywiołu, by przyjąć jego czystą formę. Dlatego też wielu z nich nie miało na tyle szczęścia, by uciec cało z wielu sytuacji… Jednak, co ostatnio dało się zauważyć, ich ciała wytworzyły swojego rodzaju mechanizm obronny. Gdy tylko ich ciałom została zadana dość rozległa rana, żywioł sam się z nich wydostawał, zmieniając ich w czystą formę żywiołu. Acz stało się to również ich słabością, na tyle dużą, że stanowiła zagrożenie ich życia, zapewniając jedynie nieco czas na walkę lub ucieczkę, gdyż wtedy ich przemiana była całkowicie poza ich kontrolą, nie mogli na nią zapanować póki całkowicie nie opadli z sił lub ich rany nie zostały całkowicie uleczone. Jednak nie zawsze zdarzało się, by w pobliżu znajdował się jeden z naznaczonych żywiłem wody lub jakikolwiek kapłan. I choć jednym przyniosło to zgubę, część z nich dzięki temu zachowała swoje życia.

RYTUAŁ NARODZENIA.

Jedynie Eszan żywiołów może powołać kolejnego Eszana danego żwywiołu. Ku temu wybrana istota zostaje na cztery dni i noce całkowicie odizolowana od społeczeństwa, mając kontakt jedynie z opiekunem. W tym czasie jest poddawana działaniu wszelakich narkotyków i środków odurzających, zmniejszających wrażliwość na ból i wprowadzający w trans, poprzez który owa osoba całkowicie traci kontakt z otaczającym go światem, poddając się jedynie woli opiekuna. Czas odosobnienia może przedłużyć się lub skrócić, w zależności od danej osoby, jednak nigdy nie trwa dłużej niż tydzień.

Gdy Eszan uzna, że wybrana istota jest gotowa, zabiera ją w miejsce bliskie wybranemu żywiołowi. Przy wodzie są to najczęściej pobliskie jeziora, przy ziemnym góry. Żywioł powietrza zostaje tchnięty na otwartej przestrzeni bądź w wyjątkowo wietrzny dzień; ogień natomiast zostaje wzniecony przez opiekuna.

Podczas przekazania żywiołu, przyszły Eszan jest całkowicie bezwolny. Opiekun, układając dłonie w miejscu pojawiającego się kryształu, wypowiada słowa odpowiednie danemu żywiołowi, w starożytnym języku zwanym językiem żywiołów. Ciało owej osoby zostaje napełnione wybranym żywiołem. Zwykle ta część przebiega bezproblemowo, chociaż często przy ogniu przyszły Eszan z powodu bólu może wpaść w amok w wyniku którego może umrzeć. Dlatego przy tym żywiole stosowana jest szczególna ostrożność.

Po zakończonym i udanym rytuale, nowy Eszan całkowicie traci wspomnienia swojego poprzedniego życia i w zależności od wybranego żywiołu, w ciele formuje się zaokrąglony kryształ. Wystaje on nieco ponad skórę. Przy wodzie przybiera kolor błękitny, przy ogniu jasnoczerwony, przy ziemi ciemnożółty, przy powietrzu jest on przeźroczysty. W raz z wiekiem Eszan kolor kamienia ciemnieje.

RYTUAŁ PRZEKAZANIA.

Gdy obecny opiekun rasy, Eszan żywiołów, przeczuwa swój bliski koniec bądź z wyraźnych powodów chce pozbyć się ciążącej na nim odpowiedzialności związanej z posiadaniem mocy czterech żywiołów, może całą swoją zdolność przekazać innemu Eszan, który wówczas przejmuje wszystkie jego umiejętności.

Opiekun rasy, wraz z wybraną osobą jako swoim następcą udają się w miejsce odosobnienia, gdzie Eszan żywiołów przygotowuje się wewnętrznie na przekazanie swojej mocy. Wybrana osoba nie musi być najstarszą spośród przedstawicieli pojedynczych żywiołów, a jedynie najbardziej zaufaną. W dodatku jest to decyzja jednej osoby, pozostali Eszan nie mają na nią żadnego wpływu.

Poprzez długotrwałe skupienie i medytacje, łączy cztery żywioły w jedną całość, tzw. piąty element. Czas ten nie jest jednoznacznie określony, zależy od umiejętności Eszan, jego skupienia i doświadczenia. Na ten czas przyjmuje formę żywiołaka, jako ostatnią ze swoich postaci. Kontrolując się w pełni, przelewa całą moc żywiołów swojemu następcy, stopniowo i powoli, by ilość energii nie uszkodziła nowego Eszan żywiołów. Odbierając kolejne żywioły, w ciele przyszłego opiekuna formują się pozostałe trzy kryształy w odpowiednich miejscach i kolorze, a jego bazowy zwykle znacznie ciemnieje. W ostatecznym etapie opiekun, będąc w formie żywiołaka ‘wnika’ w ciało swojego następcy, przekazując resztki swojej mocy, samemu znikając całkowicie.

CHARAKTERYSTYKA.

ESZAN ŻYWIOŁÓW.

Eszan żywiołów jest głównym przedstawicielem swojej rasy jak i jej opiekunem. Dzięki posiadaniu czterech kamieni, symbolizujących cztery żywioły, mogą przyjmować formę żywiołaka dowolnego z nich, jednak umieją ją utrzymać o połowę krócej od pojedynczych przedstawicieli. Mogą również używać umiejętności danego żywiołu. Nie odczuwają bólu jak ogniści z powodu zachowanej jedności z wodą.

Jako połączenie czterech żywiołów potrafią na krótki czas połączyć je, tworząc piąty element. Służy on jednak jedynie by przekazać całą swoją moc innemu Eszan, swojemu następcy. W takiej sytuacji oddający swoją moc Eszan umiera. Opiekun jako jedyny może stworzyć nowego Eszan poprzez tchnięcie jednego z żywiołów w kamień.

Zawsze istnieje tylko jeden Eszan żywiołów i tylko on może wybrać następcę na swoje miejsce.

Wygląd :

Nie mają określonego koloru włosów, skóry czy oczu. Zwykle są mieszanką cech różnych żywiołów, jednak nie wyglądają jak przedstawiciel jednego z nich. Posiadają cztery kamienie – jeden w sercu jako symbol ognia, jeden na plecach jako wody, jeden na lewym ramieniu od powietrza a ostatni na prawym udzie jako znak ziemi.

Usposobienie :

Ich zachowanie zależy od poszczególnych osobników, jednak zauważa się duży wpływ jednego z żywiołów, który kształtuje główne cechy charakteru Eszan i postępowanie. Zwykle jednak są połączeniem cech dwóch lub więcej Eszan (nigdy jednego), bardzo często są pełni sprzeczności.

WODNI.

Eszan wody dzięki swojemu żywiołowi potrafią prawie całkiem ukoić odczuwany przez siebie bądź inną istotę ból. Umieją leczyć również rany drobne i niezbyt rozległe. Nie korzystają jednak z tej zdolności zbyt często, jako iż niezbyt przejmują się cierpieniem innych. Wodni przynoszą ulgę Eszanom ognia w ich cierpieniu. Słabo posługują się bronią, walczą jedynie sprytem i podstępem, najczęściej odnajdują się w obronie. Jedyną broń z którą dobrze się czują są wszelkiego rodzaju sztylety.

Przemiana w formę żywiołaka również jest dla nich męcząca, jednak dzięki leczniczym zdolnością, są w stanie szybciej zregenerować siły i próbować uciec.

Ich symbolem jest okrągły kamień widniejący na plecach Eszana.

Wygląd :

Bardzo jasna, blada skóra, czasem nieco sina. Usta jasnoróżowe bądź o niebieskawym zabarwieniu. Włosy mają odcień od błękitu aż po ciemny granat, zbliżony do czerni. Na plecach, na wysokości łopatek widnieje u nich niebieski okrągły kamień o średnicy pięciu centymetrów. Im starszy jest Eszan, tym jego kolor jest ciemniejszy. Oczy wodnych są błękitne, pozbawione białek i źrenic, bądź są one ledwo zarysowane.

Usposobienie :

Eszanie wodni są osobami wyniosłymi, dumnymi i pewnymi siebie. Uważają się za lepszych od innych ras, traktują wszystkich z góry, poza sytuacjami, gdy mogą coś zyskać dla siebie. Potrafią wtedy stać się mili i pomocni, choć i przez długi czas ciężko im ukrywać swój prawdziwy charakter. Zwykle są zimni i nieczuli, potrafią łatwo skrywać swoje uczucia i emocje. W przeciwieństwie do ognistych reagują spokojnie i opanowanie, zastanawiając się nad swoimi czynami.

OGNIŚCI.

Ogniści, ze względu na kamienie umiejscowione w ich sercach cierpią wieczny ból. Są jednak do niego na tyle przyzwyczajeni, że nauczyli się z nim żyć. Dzięki temu są dużo bardziej odporni na ból i zahartowani w walce. Podczas niej często wpadają w szał, który sprawia, że całkiem zapominają o obronie, skupiając się na zranieniu przeciwnika. Jednak są zmuszeni do ciągłego zażywania środków przeciwbólowych, by ból całkowicie nie przejął nad nimi kontroli. W razie ich braku, ulgą w cierpieniu może być dotyk wodnego Eszana.

W formie żywiołaka ognia nie da się ich ‘ugasić’ w żaden sposób, jedynie można próbować rozproszyć ich uwagę, co ze względu na ich zawziętość nie jest zbyt łatwe. Po powrocie do ludzkiego ciała, są na tyle wyczerpani, że nie mają siły na próby ucieczki.

Wygląd :

Ich skóra jest śniada, bądź nieco brązowa. Włosy zwykle w odcieniach czerwieni i pomarańczu. Ich oczy zazwyczaj są w kolorze czerwieni, i jak u pozostałych Eszanów całkiem pozbawione białek i źrenic, bądź z lekko zarysowanymi. Usta zwykle ciemno czerwone. Ich kamień znajduje się w sercu, jednak jego część można zobaczyć na klatce piersiowej Eszana. W dzieciństwie jest on jasnoczerwony, na starość przyjmuje bordowy odcień.

Usposobienie :

zwykle impulsywni, głośni i pewni siebie. Łatwo wybuchają, ciężko zachować im zimną krew czy opanowanie w trudnych i nerwowych sytuacjach. Częściej robią niż myślą, postępują gwałtownie i bez zastanowienia. Nie należą do osób specjalnie towarzyskich. Ciężko im powstrzymywać swoje, szczególnie negatywne lub bardzo pozytywne, emocje. Bardzo często nie umieją się opanować.

ZIEMNI.

Eszanie ziemi są najbardziej racjonalni z pośród swojej rasy. Podejmują decyzje zazwyczaj po dłuższym przemyśleniu sprawy, jednak są one zwykle najlepsze i najbardziej odpowiednie. Ze względu na swoje opanowanie i cierpliwość doskonale odnajdują się wieloletnich treningach, więc bardzo często zajmują się wojaczką, a ich posługiwanie się bronią jest zwykle dopracowywane do perfekcji.

W formie żywiołaka stają się połączoną z ziemi i skał postacią, która przybiera kształty ich ludzkiego ciała.

Wygląd :

Skóra śniada bądź brązowa, zbliżona do skóry ognistych. Kolor ich włosów waha się od jasnego brązu po ciemny, podobny do czarnego. Oczy mają kolor brązowy bądź zielony, również są pozbawione białek i źrenic, lub są one ledwo zarysowane. Ich kamień, w młodości żółty, później brązowy, umiejscowiony jest na prawym udzie.

Usposobienie :

Ziemiści Eszanie są osobami twardo stąpającymi po ziemi. Podejmują racjonalne decyzje, są odpowiedzialni. Nie odnajdą się zbytnio w magii bądź sztuce, gdyż są to dla nich rzeczy zbyt ulotne i nierzeczywiste. Eszanie są pewni siebie, uparci i ciężko przekonać ich do zmiany zdania czy poglądów na dany temat. Mówią wprost, nie przepadają za okazywaniem własnych uczuć przez co mogą być uznani za gruboskórnych.

POWIETRZNI.

Ci Eszanie są osobami o wrodzonej lekkości i delikatności. Poprzez kamień na ich lewym ramieniu są przedstawicielami powietrza. Dzięki naznaczeniu tym żywiołem potrafią unosić się nieco nad powierzchnią ziemi lub wody, mogąc się w ten sposób poruszać. Nie potrafią zupełnie walczyć bronią, zwykle zajmują się jedynie magią bądź lekkimi pracami rzemieślniczymi.

W formie żywiołaka przemieniają się w żółto-szarą postać o słabo widocznych konturach, dzięki czemu mogą poruszać się dużo szybciej a i wznosić na różne wysokości.

Wygląd :

Ich skóra jest bardzo jasna. Usta blade, u niektórych nawet białawe. Włosy również, ich barwa waha się od jasnego blondu aż do koloru białego. Oczy we wszelkich odcieniach szarości, wyglądając podobnie jak u reszty przedstawicieli swojej rasy. Ich kamień jest przeźroczysty we wczesnych latach, później jego kolor ciemnieje aż do żółtego, a znajduje się na lewym ramieniu Eszana.

Usposobienie :

Te osoby są niezwykle ciche i zamknięte w sobie. Często oderwane od rzeczywistości, żyją w świecie własnych marzeń. Są urodzonymi artystami bądź magami, ze względu na swoją niezwykle rozwiniętą wyobraźnię. Często chodzą zamyśleni, jednak nie należą do osób pomocnych i współczujących. Najważniejsza jest dla nich własna osoba, choć ciężko to zauważyć przy pierwszym spotkaniu. Eszanie powietrza są romantykami, rzadko się zakochują, ale jeśli tak się dzieje to są bardzo stali w swoich uczuciach.

OGRANICZENIA KLASOWE:

Ziemia – wojownik

Ogień – wojownik

Powietrze – mag

Woda – mag, łotr

UMIEJĘTNOŚCI.

Żywiołak – Eszanie potrafią przemienić się formę żywiołu, jakim są naznaczeni. Przemiana dokonuje się natychmiastowo, przy skupieniu eszana. Przy ognistych zostają spalone wszelkie łatwopalne przedmioty, przy wodnym i powietrznym opadają one swobodnie, przy ziemnym rozrywają się. Odmiana dokonuje się z własnej woli lub przez rozproszenie koncentracji. W tej formie mogą przyjmować dowolne kształty, jak i nie da się ich zranić fizycznie, działają na nich jedynie czary. Forma żywiołaka jest dla każdego eszana męcząca.

Empatia żywiołu – Każdy z Eszan potrafi określić skąd pojawił się dany żywioł. Ziemny może wyczuć że pojawi się lawina błotna bądź trzęsienie ziemi, powietrzny skąd nadejdzie wichura, ognisty w jaki sposób pojawił się pożar, a wodny kiedy pojawi się deszcz bądź wyleje rzeka.

Uległość żywiołu – każdy z Eszan, dzięki swojemu żywiołowi, może z niego utworzyć prostą formę, którą może się posłużyć np. powietrzny – podmuch wiatru, który może przewracać strony książki, ognisty – mały płomyk (wielkości płomyka świecy), ziemny – stworzyć kwiat lub niewielką roślinę, wodny – poruszyć taflę wody.

Zbawienny chłód – Wodni Eszanie potrafią poprzez dotyk dłoni prawie całkowicie ukoić, odczuwany przez siebie bądź inną osobę, ból. Mogą uleczyć również 3k6 ran u siebie lub u innych. (tylko dla wodnego)

Ognisty obłęd – Podczas walki, gdy Eszan ognia jest już zmęczony, bądź jest blisko przegranej (kiedy ilość jego HP spada do 1/3 posiadanej), potrafi utrzymać formę żywiołaka o połowę dłużej niż normalnie. Dzięki temu trudniej ich zranić. Jednak ta zdolność mocno osłabia Eszana, więc po jej użyciu muszą odpoczywać minimum 6 godzin, a 24 godziny, by znów z niej skorzystać. (tylko dla ognistego)

Kamienny Sen – Eszanie ziemi, który otrzyma poważne obrażenia w swojej ludzkiej formie, może zapaść w letarg w czasie którego zamienia się w bardzo twardą skałę. W czasie snu regeneruje się 4 razy szybciej niż normalny człowiek, ale nie można go wybudzić do całkowitego wyleczenia.(Regeneracja HP w ilości 3k6 na turę wymaga koncentracji na leczeniu, rzucane w każdej turze koncentracji.)

Lewitacja – Eszanie bez przemiany w formę żywiołaka może lewitować kilka bądź kilkanaście centymetrów nad dowolną powierzchnię przez około 10 minut. Zdolność ta jednak wymaga dużego skupienia, co wyklucza wykonywanie równocześnie innych czynności. Lewitacja nie męczy Eszana, chyba że lewituje przez dłuższy czas, jednak przed kolejnym użyciem musi minąć 6 godzin. (tylko dla powietrznego)

Piąty element – Wybrany z Eszan (matka/ojciec rasy) dzięki posiadaniu kamieni każdego żywiołu może połączyć ich moc, by stworzyć piąty element. Jednak ta zdolność jest wykorzystywana jedynie by przekazać całą swoją moc innemu Eszanowi; po jej użyciu Eszan, który pozbył się mocy – umiera.

WADY.

Wrażliwość na przeciwny żywioł – Eszan, podczas walki z magami, otrzymują większe obrażenia od czary przeciwnego im żywiołu. (wodni od ognia, ogniści od wody, powietrzni od ziemi, ziemni od powietrza; +10 do obrażeń). Inne żywioły nie mają na nich specjalnego wpływu.

Brak kontroli nad żywiołem – Gdy HP Eszana spadną do połowy, powoduje to u niego samoistną przemianę w formę żywiołaka. Nie mają nad nią kontroli, póki ich rany nie zostaną uleczone. Jeśli są to rany, które może uleczyć Eszan wody, po uleczeniu ich postać przejmuje kontrolę nad własną formą i może powrócić do ludzkiego ciała. Jeśli rana jest zbyt duża, aby ją uleczyć, pozostaje żywiołakiem, aż do całkowitego wyczerpania organizmu (nie jest w stanie się poruszać), bądź w niektórych przypadkach śmierci czy szału (decyzja MG). Po odmianie Eszanie ognia, ziemi i powietrza są skraje wyczerpani, natomiast wodni, dzięki swoim leczniczym zdolnością, mogą się uleczyć i próbować uciec.

Thixophobia – Mimo iż nie każdy Eszan doświadczył próby wyjęcia z ich ciała kamienia, podświadomie boj się dotyku innych istot, starając się go unikać kiedy tylko mogą. Potrafią jednak przemóc swój strach w stosunku do znanych im dobrze osób, jednak nie mogą całkiem się go wyzbyć. Gdy dotknie ich ktoś, kogo widzą po raz pierwszy – wykonywany jest rzut obronny na wolę, nieudany sprawia że Eszan wpada w panikę i ucieka jak najdalej od osoby która go dotknęła, w wyjątkowych sytuacjach (np gdy ktoś pochwyci i trzyma Eszan, bądź ten nie ma gdzie uciec) kontrolę nad postacią przejmuje MG.

ROZKŁAD AP:

Siła 5

Zrecznosc 6

Szybkosc 7

Wytrzymalosc 4

Inteligencja 5

Sila woli 3

REKRUTACJA.

1. Po przeczytaniu projektu rasy zgłosić się do matki rasy (id 4112)

2. Sesja w codzienniku z opiekunem rasy, w którym następuje przemiana w Eszana wybranego żywiołu, oceniany przez MG.

3. Po pozytywnej ocenie gry fabularnej chętna osoba powinna założyć zakładkę w profilu, w którym opisze swoją przemianę, następuje reset postaci na odpowiednią klasę, w zależności od wybranego żywiołu, uzupełnienie profilu i ustawienie odpowiedniego avatara.

O rasę mogą starać się jedynie osoby, które wybrały człowieka lub elfa jako rasę podstawową. Rasa nie ma żadnego ograniczenia co do ilości członków w swoich szeregach. Od postaci wymagana jest gra czynna fabularna (codzienniki).