Witajcie kochani! Wybaczcie tę dłuższą nieobecność, ale zdrówko szwankowało, a czas przedświąteczny rządzi się także swoimi prawami. Mam nadzieję, że w nowym roku spotykać się będziemy częściej, tak jak to planowałam od początku prowadzenia bloga. W każdym razie musicie wiedzieć, że o Was pamiętam 🙂
Boże Narodzenie – dawniej i teraz
Może nie jest to temat typowo związany z grą „Kroniki Fallathanu”, ale na pewno święta obchodzone w „realu” mają bezpośrednie przełożenie na graczy, bez których gra nie miałaby racji bytu. Święta Bożego Narodzenia w rankingu ulubionych świąt zajmują bardzo wysokie miejsce. Dla rodzinnych i gościnnych Polaków są one bardzo ważne. Jak to wyglądało kiedyś, w latach 80-tych? Pamiętam sztuczne choinki, które były takiej produkcji, składające się z poszczególnych części, gałązek, które trzeba było złożyć. Były bardzo skromne i nie oszukujmy się – ubogie. O wiele przyjemniejszym wspomnieniem jest żywa choinka, świeżo ścięta, pachnąca lasem. To od tego momentu w domu czuło się niezwykłość miesiąca grudnia i zbliżających się świąt. Pamiętam również spadające igliwia, które trzeba było zamiatać, po tym jak się skończyło ubierać drzewko świąteczne. Co do ozdób – ręcznie robiło się zawieszki do bombek, z nici lub sznurków, nie tak jak teraz, które są już gotowe, nic tylko wieszać. Same bombki – kiedyś były to przede wszystkim szklane, przepiękne arcydzieła, przekazywane z pokolenia na pokolenie, a teraz jesteśmy zalewani plastikowym badziewiem. Wygodą jest niewątpliwie to, że obecnie można znaleźć bombki we wszystkich możliwych kolorach. Jest także niesamowita różnorodność ich form, kształtów i przede wszystkim wielkości. Przenosząc się jednak do przeszłości, wtedy naprawdę ubieranie choinki było wydarzeniem w życiu domowników. Własnoręcznie z kolorowego papieru robiłam łańcuchy i inne ozdoby. Królowała też bibuła i brokat. Często dodawało się cukierki albo inne słodkości, na które tęsknie się spoglądało. Prawdziwym luksusem były działające lampki. Wiem, że kilka razy mieliśmy także świeczki na choince, ale tylko kilka i umiejscowione tak, by nam nie poszła z dymem i choinka i mieszkanie 🙂 Trzeba było uważać. Czego nie było w tamtych czasach, a co obecnie jest wszędobylskie – komercja. Najgorsze jest to, że nie mamy na nią żadnego wpływu. Musiałby powstać całkowity bunt wobec handlarzy, aby coś się zmieniło, jednak nigdy to nie nastąpi. Zbyt wiele osób dało się porwać tej świątecznej komercyjnej modzie. Działa tu psychologia reklamy i tłumu, presja, że nie możemy być gorsi, biedniejsi, „zastaw się postaw się” i po prostu czasy, w których żyjemy. Kiedyś nie było listopadowego szaleństwa w sklepach, szumnie brzmiących wyprzedaży (naprawdę trzeba się orientować wcześniej w cenach produktów, by widzieć, czy jest rzeczywiście obniżka czy tylko nas robią w bambuko napisem „wyprzedaż”). Nie było na każdym kroku stad „mikołajów”, tylko jeden, przy kościelnej salce na katechezy, gdzie przebrany mężczyzna naprawdę wyglądał niczym prawdziwy Mikołaj. Do dziś mam zdjęcie z tego wręczania prezentów. Miałam dwa kucyki i średnią minę. Może się obawiałam jednak tej białej, długiej brody? 🙂 Najśmieszniejsze jest to, że na tym zdjęciu byłam z dziewczynką, z którą uczęszczałam do szkoły podstawowej, a która obecnie mieszka ode mnie rzut beretem, w Londynie. Do dziś utrzymujemy kontakt. Mam wrażenie, że dawniej naprawdę liczył się w tym wszystkim po prostu człowiek, przyjaźń, rodzina. Wartości, które dziś uległy spłyceniu, obojętności… Trudno mi to ująć w słowa, ale mam wrażenie, że teraz nie czuje się tej magii świąt. Dawniej, w świecie, gdzie polityka pieniądza nie była tak bardzo nachalna, brutalna, widoczna (nie przeczę, że dawniej pieniądze się nie liczyły i rzeczy materialne, ale było to wszystko tak jakoś inaczej…) świętami się żyło, celebrowało, delektowało się, cieszyło! Człowiek cieszył się z takich drobiazgów, na które dziś nie zwraca się już uwagi. Wszystko było bardziej prawdziwe, smakowitsze, zapadające w pamięć. Pierogi, zapach mielonego przez maszynkę maku, aromat prawdziwego suszu (uwielbiam!), barszczyk nie z torebki, jeden zachowany w całości migdał, a kto go wyłowił z makówek (mak, mleko, bakalie, bułka i cukier = ubóstwiam!) ten miał mieć szczęście przez cały najbliższy rok. Zapach sianka, który długo się utrzymywał… Wyglądanie pierwszej gwiazdki, TEJ gwiazdki, choć będąc dzieckiem nie miało się pojęcia tak naprawdę o jaką gwiazdę chodzi, byle patrzeć w niebo. A karp w wannie? Czy ktoś jeszcze godzinami obserwuje jak karp pływa i otwiera ten swój pyszczek? Głaszcze po śliskiej skórze i nie wyobraża sobie tego, że to „coś” pływające będzie wkrótce jadł. Moja babcia była prawdziwą killerką przy pozbawianiu życia karpia. Czyniła to szybko i z zabójczą wprost precyzją, aby się ryba nie męczyła. Tak, pamiętam to, bo kiedyś nie wytrzymałam i podejrzałam te zbrodnicze momenty. Żal mi było tych ryb, a potem raczej kiepsko smakowały. Aktualnie nie jadam karpia, to jedyne moje „odejście” od tradycji. Zawsze musiało być 12 potraw plus opłatek. Choćby ilość jedzenia miałaby być symboliczna, to musiało się wszystko zgadzać. A zapach pomarańczy? To pewnie dlatego stał się moim ulubionym pośród aromatów. Wszystko co ma nutę tego zapachu przywodzi dobre wspomnienia. Głowa rodu, czyli mój dziadek odprawiał modlitwę, przy stole, przy którym siedzieliśmy wszyscy. Składanie życzeń często było wzruszające. Po wieczerzy (bez zapalonego telewizora w tle) wszyscy śpiewaliśmy kolędy. Nikt się nie wstydził, czy przejmował fałszowaniem. Liczyło się to, że byliśmy razem. A potem otwieranie prezentów. To były też czasy, kiedy śnieg otulał wszystko dookoła grubą, zauważalną warstwą, która nie roztapiała się chwilę później. Zima była taka jaką być powinna. Śnieżna i mroźna. A szopki bożonarodzeniowe? A pasterka? Wspaniale się to wspomina. Dla takich świąt naprawdę czekało się cały rok z wielkim wytęsknieniem.
Obecnie nadal pamięta się o sianku, opłatkach, nie ma problemów z karpiami, choć większość kupuje już gotowe płaty rybne, by nie pozbawiać łba i wnętrzności samemu narażając dzieci na krwawe widoki. Często wiele osób nie potrafi po prostu gotować, albo się nie chce, albo nie ma się sił i ochoty. Wszystko można już dziś kupić. Wystarczy mieć pieniądze i iść na zakupy. Pierogi, uszka, pomarańcze jakże dostępne… Czy obecne święta Bożego Narodzenia są złe? Tego bym nie powiedziała. Po prostu straciły wiele na swym uroku i wyjątkowości. To, że w sklepach świąteczne akcenty są już w listopadzie zniechęca. Nim nastanie 24 grudzień człowiek jest już tym zmęczony, oglądaniem, słuchaniem wszędzie piosenek związanych ze świętami. Można raczej stwierdzić, że teraz święta nie trwają parę dni, tylko dwa miesiące. Wszędzie jesteśmy bombardowani mnogością mikołajów, setką tysięcy światełek… a jak pamiętamy, kiedyś obchodzono święta bez tego, ulice były skromnie dekorowane i ludzie żyli (nie mówiąc o oszczędności energii). W USA dekorowanie domów lampkami przybiera rozmiary absurdów. Trzy miesiące dekorować dom, byle zaszpanować, że się ma światełka (nie mówię o tu już o kosztach takiego przedsięwzięcia). Owszem, jest to bardzo efektowne, miłe dla oka, ale pytanie brzmi czy jest to niezbędne człowiekowi? Więcej w tym widzę pozerstwa, chwalenia się przed sąsiadami niż szczerych intencji. Nie wystarczają już światełka na choince? Przecież to ona jest symbolem świąt, a nie cały budynek. W czasie wigilii nie jesteśmy na zewnątrz, tylko w środku domu… Liczy się wnętrze nie tylko naszego domostwa, ale i ducha, które w dzisiejszych czasach jest niestety mocno „zmaterializowane” w sensie pieniężnym. Wydawałoby się, że obecnie mamy wszystko: piękne choinki, dekoracje, muzykę, bezproblemowe zakupy żywności, a mimo to, dlaczego tęsknimy za tamtymi świętami? Bo jesteśmy zmęczeni komercjalizacją. Mówi się o tym coraz więcej, zauważa problem, ale na tym się kończy. Praw rynku nie zmienimy ani gospodarki, ale możemy zmienić nasze podejście do świąt, by naprawdę były wyjątkowymi, pełnymi ciepła, dobrej atmosfery. Nie ulegajmy szaleństwu, zachowujmy zdrowy rozsądek, dystans do tego wszystkiego. Porządki nie róbmy na ostatnią chwilę, a w ratach, na spokojnie. Tu nie chodzi o to by się zaharować na śmierć. Nikt nam nie będzie sprawdzał czystości podłóg, czy wypucowane i czy wszędzie kurze starte. Święta to dom, w którym mamy czuć się dobrze i jeśli ktoś nie chce to niech nie sprząta na wysoki połysk, wystarczy, że ogarnie na tyle, by było przytulnie. Dlaczego nie włączyć sobie kolędy przy ubieraniu choinki by pomóc sobie przy „powrocie do przeszłości”? Wysyłanie kartek świątecznych – czy ktoś jeszcze o tym pamięta? W dobie maili i smsów czy ktoś jeszcze wysyła kartki? Mam nadzieję, że tak i że poczta ma jednak co robić. Nie wysyłajmy kartek na ostatnią chwilę, dajmy szansę im dojść na czas do naszych najbliższych czy dobrych znajomych, o których pamiętamy. Prezenty – czy naprawdę muszą to być drogie upominki, gadżety, drogie kosmetyki, czy biżuteria? Mam nadzieję, że potrafimy się cieszyć z każdego prezentu (no dobra, przy trzecim z kolei sweterku czy piątej parze kapci szlag by mnie trafił). Dobrym prezentem jest książka (polecam każdemu, przynajmniej odpocznie się od netu). Płyta z muzyką czy filmem (przy okazji wspierajmy artystów, pisarzy itp.). A może coś własnoręcznie zrobionego? Otrzymałam kiedyś tekturową szkatułkę, pomalowaną farbami z dedykacją w środku. Pamięta się takie rzeczy, bo są oryginalne i robione od serca. Czy potrafimy w dniu wigilii zatrzymać się i spojrzeć przez okno w niebo, pomyśleć życzenie czy po prostu powspominać jak to było, gdy się było dzieckiem? Czy jesteśmy już aż tacy „dorośli”, że takie zachowanie jest „śmieszne”? Dla mnie nie. Pamiętam, że życie ma się tylko jedno, a ja nie chcę z roku na rok mówić, że święta są nudne, oklepane, komercyjne. Staram się sama z siebie, by święta były za każdym razem takie, by nie mówić o nich źle czy ze znudzeniem. Życzę Wam drodzy Czytelnicy abyście zachowali równowagę wewnętrzną w tym okresie „przedbożonarodzeniowym”. Nie negujcie tego wszystkiego, co obecnie jest oferowane, ale nie popadajcie w szaleństwo zakupoholizmu czy bezmyślności. Odnajdźcie w sobie własny sposób na przetrwanie świąt, ale nie mam na myśli tutaj ucieczki od świąt – zamykania się w pokoju i że się ma na to wszystko „wywalone”. Nie, szkoda tak podchodzić do kwestii świąt. Pomagajmy w domu, bądźmy z rodziną, pogódźmy się, jeśli się z kimś pokłóciliśmy, dajmy sobie szansę na dobre święta. Jeśli ktoś jest chory lub ma złamane serce po rozstaniu… bo wiadomo, różne są życiowe sytuacje, które psują pozytywny odbiór świąt… cóż mogę doradzić… otaczajcie się wartościowymi ludźmi, rodzina, przyjaciele, na których można polegać, zajmijcie się hobby, tym, co sprawia Wam radość. Nie poddajcie się, jeśli zdarzą się trudne momenty czy próby, przez które trzeba przejść. Niech świąteczny czas i zbliżający się koniec roku będzie tym czasem, kiedy poprawimy swoje życie i podejście do świąt. One mogą być naprawdę dobre, tylko my musimy się nauczyć patrzeć na nie oczami, jak to robiliśmy za czasów dzieciństwa… Nie zatraćmy tego w sobie.
Boże Narodzenie w innych krajach
Niemcy
Niemieckie dzieci zaczynają przygotowania do Bożego Narodzenia z początkiem grudnia. W niektórych domach wykonuje się bardzo oryginalne kalendarze z girlandami i malutkimi paczuszkami. W każdą niedzielę adwentu na wieńcu zapalana jest jedna świeczka. W dniu św. Barbary do wazonu wkłada się forsycje, które zakwitną na święta. W mikołajki dzieci zostwiają buty przed drzwiami swoich pokojów. Podaje się w wigilię pieczoną gęś, czerwoną kapustę i ziemniaki.
Anglia
Na początku grudnia wysyła się kartki do przyjaciół i rodziny (ten zwyczaj jest też w szkołach czy miejscach pracy, gdzie wręcza się je osobiście). Otrzymane kartki przyozdabiają ściany. Zostają zdjęte na Trzech Króli. Kartki przykleja się do wstążek, a następnie wiesza na ścianie. Najważniejsze kolory w dekoracjach to czerwony i zielony. Wiele dzieci pisze listy do świętego Mikołaja. W przeddzień Bożego Narodzenia najmłodsi na ulicach śpiewają kolędy. W zamian dostają cukierki i drobne upominki. Każde dziecko wiesza przy łóżku dużą skarpetę na prezenty, a dla świętego Mikołaja zostawia się ciasteczka i kieliszek porto pod choinką. Świąteczna kolacja nie może się odbyć bez indyka z kasztanami oraz słynnego puddingu. Jest tu moda na „walec z papieru”. Zawierający niespodziankę w środku robi „bum” przy otwarciu.
Dania
Też jest tu popularny wieniec adwentowy z czterema świecami, które zapala się kolejno w każdym tygodniu adwentu. Przed świętami przystraja się dom gałązkami świerku, aniołkami, skrzatami oraz słomianymi gwiazdami. Dzieci własnoręcznie robią wiele ozdób. Tradycyjna świąteczna kolacja rozpoczyna się około 18:00. Na deser podawany jest ryż na mleku, w którym ukryto cały migdał. Ten, kto go znajdzie otrzymuje prezent – marcepanową świnkę. Jest zwyczaj dekorowania choinki miniaturkami duńskiej flagi, świeczkami oraz biało-czerwonymi sercami. Ojciec zapala świeczki a potem rodzina chwyta się za ręce i śpiewają kolędy, poruszając się w koło choinki.
Norwegia
Wszyscy ozdabiają swoje domy. Świerkowy wieniec na drzwiach wejściowych oznacza, że przygotowania do świąt są w toku. Na podwórku stawiane są słomiany kozioł i snopki zboża. W oknach zawiesza się dekoracyjne gwiazdy. 24 grudnia na grobach zapala się świeczki. W całym domu ustawia się tulipany lub hiacynty. Popularne są tulipany w doniczkach, ponieważ w takiej postaci są trwalsze. Przygotowuje się gofry w kształcie serca. W miarę możliwości elementem świąt jest przejażdżka saniami. Tu również tańczy się wokół choinki śpiewając kolędy.
__
Informacje z książki pt. Boże Narodzenie, Emilie Beaumont. Wydawnictwo Olesiejuk.